Mistrz – recenzja filmu

Mistrz - recenzja filmuRecenzja filmu: Mistrz (The Master)

dramat
Reżyseria: Paul Thomas Anderson
Scenariusz: Paul Thomas Anderson
Premiera: 01.09.2012 (świat), 16.11.2012 (Polska)
Produkcja: USA

W czym tkwi sukces przywódców sekt? Co sprawia, że przyciągają ludzi, którzy już nigdy nie chcą odejść? A może należy spojrzeć na nich z innej perspektywy? Może odpowiedź można dostrzec w tym, kim są ich członkowie? Siła sekty tkwi w słabości jej wyznawców, karmi się ich niedoskonałościami. Im jest ich więcej, tym większa szansa na zbudowanie trwałej, uzależniającej więzi.

Anderson pokazuje w „Mistrzu” jak łatwo człowiek może dać się zdominować duchowemu przywódcy, jego manipulacjom. Jak łatwo można dać się wplątać w ten szaleńczy mechanizm, który jakiekolwiek formy sprzeciwu zwalcza agresją. Ale reżyser nie osądza, nie moralizuje, raczej stawia pytania, na które nie ma jednoznacznych i prostych odpowiedzi. Co było bodźcem do powstania obrazu? Czytelne jest odniesienie do początków sekty scjentologicznej, powstałej w Stanach Zjednoczonych w latach 50. XX wieku i funkcjonującej do dzisiaj. Czytelne do tego stopnia, że jej obecni przywódcy próbowali zablokować premierę filmu.

Ten mimo wszystko wszedł do kin i mamy okazję poznać Freddiego Quella. Wypaczonego traumami, zdewastowanego psychicznie weterana wojennego, któremu trudno odnaleźć się w powojennej rzeczywistości. Stres pourazowy wymieszany z poważnym uzależnieniem od alkoholu, zaburzeniami na tle seksualnym i obciążeniami rodzinnymi prowadzi Quella prostą drogą do samozniszczenia. Temu zapobiega jednak Lancaster Dodd, wizjoner, głoszący prawdy o sensie istnienia. Na jego statek Quell trafia przypadkowo wiedziony alkoholowym tropem. To, co dzieje się dalej, w żadnym razie nie jest już dziełem przypadku. Kiedy statek dobija do nowojorskiego brzegu Quell jest już w pełni zachłyśnięty ideologią sączoną mu do ucha przez Dodda i nie chce się z nią rozstawać. Co więcej Dodd nie pomaga mu bezinteresownie. Nieokrzesany mężczyzna jest dla niego źródłem fascynacji, inspiracji i… miłości. Skomplikowana, wielopłaszczyznowa relacja przeradza się w kolejne uzależnienie Freddiego. To z jednej strony zbawienny dla obu, z drugiej strony bardzo toksyczny związek, który musi się skończyć.

„Mistrza” można odczytywać w różnych kontekstach. To film nieoczywisty, niejednoznaczny i wymagający. Nie tylko dla odbiorców. Dużego poświęcenia emocjonalnego wymagał także od odtwórców głównych ról. Doskonały w swojej kreacji Joaquin Phoenix, elektryzujący, przenikliwy i balansujący na granicy obłędu, kto zna jego biografię, możne się domyślać, że na ekran przeniósł doświadczenia z własnego życia. Jego kreacja przyćmiła nawet i tak wybitnego Philipa Seymoura Hoffmana. Całość kompozycji dopełnia muzyka doskonale oddająca klimat Ameryki lat pięćdziesiątych. Według mnie „Mistrz” to film dobry – przemyślany i dopracowany w najmniejszym szczególe. Z pewnością intryguje i zajmuje umysł na długo.

Mistrz - recenzja filmu

Mistrz - recenzja filmu

Obejrzyj zwiastun filmu „Mistrz”.

GD Star Rating
loading...

Oni mają swoje zdanie o filmach

Zostaw komentarz