Zabić Irlandczyka – recenzja filmu

Recenzja Zabić IrlandczykaRecenzja filmu: Zabić Irlandczyka

film biograficzny, kryminał
Reżyseria: Jonathan Hensleigh
Scenariusz: Jonathan Hensleigh, Jeremy Walters
Premiera: 11.03.2011 (świat)
Produkcja: USA

Smutna pieśń o Dannym, który nie jadał tłuszczu z owczej dupy

Był raz sobie facet. Facet nazywał się Danny Greene i był potomkiem celtyckich wojowników. Tak przynajmniej twierdził, a nie nam to weryfikować. Danny posiadł swego rodzaju mądrość życiową, ale i tak od dziecka ładował się w tarapaty. Czytał dużo książek. Potrafił mówić ładnie i mądrze. I to podobało się wszystkim dziewczynom. Ale że świat był okrutny i niesprawiedliwy, Danny nie poprzestał na intelektualnym się doskonaleniu. Pięść miał równie silną, co ostry język. I to się jednym dziewczynom podobało, a innym nie do końca. Bo też nerwowy był Danny i nieco popędliwy, więc pięść swą mocarną przedkładał nieraz nad dar wymowy. Miał też Danny kilku wiernych kumpli. Takich, że jak się patrzyło na ich wzajemne oddanie i łączącą ich szczerą męską przyjaźń, to łza się w oku kręciła. Co z tego, że wątpili w literę prawa? Minister Gowin też wątpi. Ale byli to złoci chłopcy i szkoda w sumie, że tak im się nieszczęśliwie życie potoczyło.

Na początku, to znaczy wtedy, kiedy go poznajemy, Danny pracował w dokach. Przesypywał zboże w morderczo wysokich temperaturach. Nie można mu jednak odmówić charyzmy, bo bardzo szybko z robotnika stał się prezesem związku zawodowego dokerów, ku olbrzymiej radości kolegów z pracy. A od związku zawodowego był już tylko krok do przestępczej kariery.

Danny był kuloodporny (a jeszcze bardziej wybucho-odporny). Niektórzy twierdzili, że miał dziewięć żyć, jak kot. Ale jak na kota, to miał zdecydowanie spieprzony instynkt. Bez chwili wahania rzucał się na większych i silniejszych, a o mniejszych i słabszych dbał jak o siebie samego. Mówią nawet, że lubił wystawiać jedzenie ptaszkom i wiewiórkom. No to powiedzcie sami, jaki tam z niego dziewięciożyciowy kot.

Nazywali go nawet Robin Hoodem z Collinwood – to całkiem zabawne. „W wieku 15 lat miałem motorynkę. Policjanci mi ją zabrali. Odzyskał ją tego samego dnia” – powiedział jakiś chłopak w telewizji. Danny – współczesny Robin Hood w kraju nieskończonych możliwości.

Danny był Irlandczykiem i nie przepadał za Włochami („żyją, bo jakiś Grek zerżnął kozę”). A Włosi nie przepadali za Dannym. To już bardziej ceniła go chyba policja. I FBI. Swoją drogą, jeden policjant cenił go tak, że aż napisał o nim książkę – to się nazywa hołd. Ten gliniarz nazywa się Rick Porrello. Jego książka miała trochę długi tytuł, którego pierwsza część brzmiała „Zabić Irlandczyka”. Potem pan Jonathan Hensleigh nakręcił film na jej podstawie. Film się nazywa „Zabić Irlandczyka” (bez dalszego ciągu). W rolę Danny\’ego wcielił się tam Ray Stevenson, którego znamy z serialu „Rzym” i z filmowego „Punishera” (niestety). Stevenson zagrał fantastycznie i był całkiem podobny do Danny\’ego. Obok niego w filmie pojawili się też utyty Val Kilmer i niezmiennie niezmienny Christopher Walken.

Gdzieniegdzie martwiono się, że Danny to bandzior był w końcu okrutny, a tu film o nim tak zrobiony, że się na niego patrzy jak na bohatera. A ja myślę, że to nieważne zupełnie – bandzior czy nie bandzior. Bo tu chodzi głównie o to, że on takim wariatem był, że się postawił wszystkim bossom dookoła i się wcale przy tym nie bał. I tym jakoś wpisuje się w szersze grono osób o podobnym stosunku do świata, uprawiających znacznie bardziej, być może, chwalebne zawody (choć pewnie nie zawsze).

Danny był fajnym facetem. Innym niż ta cała banda idiotów. Nawet nie tyle lepszym, co po prostu innym.

zabić irlandczyka - recenzja 1

 

zabić irlandczyka - recenzja 2

 

zabić irlandczyka - recenzja 3

 

zabić irlandczyka - recenzja 4

 

Obejrzyj zwiastun filmu „Zabić Irlandczyka”.

GD Star Rating
loading...

Oni mają swoje zdanie o filmach

Zostaw komentarz