Wilkołak

WilkołakRecenzja filmu: Wilkołak (The Wolfman)

horror
Reżyseria: Joe Johnston
Scenariusz: Andrew Kevin Walker, David Self
Produkcja: USA, Wielka Brytania
Premiera: 26.02.2010 (Polska), 27.01.2010 (świat)

Arystokrata Lawrence Talbot (Benicio Del Toro) po długim pobycie w Stanach Zjednoczonych powraca do rodzinnego domu w wiktoriańskiej Wielkiej Brytanii. Zaginął jego brat, więc na prośbę jego ukochanej (Emily Blunt) stara się pomóc w poszukiwaniach. Wkrótce po przyjeździe zostaje jednak ugryziony przez Wilkołaka i sam zaczyna zmieniać się w bestię. Okoliczni mieszkańcy są przerażeni po kilku nocnych dokonaniach potwora. Sprawą zajmuje się podejrzliwy detektyw Abberline (Hugo Weaving), a pomóc Talbotowi stara się jego ojciec Sir John Talbot (Anthony Hopkins).

Nie obyło się bez zażenowania, gdy skończyłem oglądać „Wilkołaka”. Obraz, który miał w dobrym stylu przypomnieć nam o historii przemiany człowieka w bestię okazał się kompletną klapą. Recenzyjny policzek należy się reżyserowi Joe Johnstonowi tym bardziej, że budżet produkcji był naprawdę duży, a aktorzy biorący udział w przedsięwzięciu bynajmniej nie anonimowi. Mamy zatem do czynienia z Benicio Del Toro i Anthonym Hopkinsem. Obaj mający na swoim koncie po jednym Oscarze, obaj też uchodzący za wspaniałych aktorów z wieloma spektakularnymi rolami. Prawda jest jednak bolesna: blask starszego z panów minął wraz z chwilą zakończenia zdjęć do „Hannibala”, zaś drugi blasku nigdy nie posiadał, bo aktorem jest w gruncie rzeczy bardzo przeciętnym.

Lawrence Talbot – postać, która powinna być tragiczna, kompletnie widza nie rusza… jest człowiekiem tak nudnym i schematycznym, że można w jego miejsce postawić szmacianą lalkę, która ze dwa razy w ciągu filmu przybrałaby nieco na masie i dorobiła się kilku włosków więcej. Wszystko oczywiście dzięki znakomitym specom od efektów specjalnych. Mówiąc poważniej – nie mieści mi się to w głowie, że mając taki budżet można tak spartolić postać Wilkołaka. Pal licho, że aby wreszcie go ujrzeć musimy jakoś przetrwać pierwszą godzinę (która dłuży się w nieskończoność). Naiwny widz myśli sobie wtedy: „Ok, wytrzymałem, więc teraz dostanę to, na co czekałem.” Tymczasem nie ujrzy nic, co pozwoliłoby mu na chwilowy napływ radości. Oto bowiem ta nieszczęsna postać wygląda bardzo nieciekawie, za mało jest w niej zwierzęcego szaleństwa, a za dużo nienaturalnego wzroku, który sam chyba szuka gdzieś prawdziwego „Ja”. Nie da się ukryć, że postawa i wielkość (zdecydowanie za niski) naszego bohatera też nie trafią w nasze gusta.

Drodzy państwo: tak bezbarwnego i kompletnie pozbawionego wdzięku Wilkołaka nie widziałem chyba jeszcze nigdy, a przecież nie jestem w tym temacie żółtodziobem (choć nazwanie mnie znawcą też byłoby przesadą), a Wilkołaka w Paryżu, Londynie i Jacka Nicholsona mam w pamięci do dzisiaj choć widziałem je wszystkie X lat temu.  Nie kończąc na tym dodam, że ciekawszego Wilkołaka znajdziemy w Harrym Potterze. Ktoś może powiedzieć: „Ok, Wilka mam z głowy, no ale Hopkins…”. Hopkins w roli psychopatycznego ojca głównego bohatera jest niestety parodią samego siebie. Minęły już lata kiedy wzbudzał autentyczny lęk jako Hannibal Lecter. Dziś jest już starszym panem, który siłą rzeczy nie wzbudzi w nas nic podobnego. Z całym szacunkiem Sir Anthony: każdy ma lepsze i gorsze lata, ale dawna chwała nie wróci, jeśli będzie pan grał w takich filmach jak „Thor”, czy „Wolfman”. Dostało się wszystkim? Jeszcze chyba nie, ale dziś upiecze się Hugo Weavingowi, bo więcej z postaci Detektywa Abberlina wydusić się chyba nie dało, a wiemy w jakich rolach ten gość z parszywą twarzą czuje się najlepiej.

„Nie na samym aktorstwie film się kończy”. Wiem i o tym. Fabuła? Muzyka? Klimat? Pierwsze tak przewidywalne, że można przypieprzyć głową o ścianę, drugie tak monotonne i oczywiste, że lepiej już chyba wyłączyć dźwięk (wtedy łatwiej nam przyjdzie oswoić się z myślą, że w imię prawdziwego człowieka -wilka musimy wyłączyć odbiornik), a trzecie? Być może w tym leży jedyny plus obrazu, bo jakiś tam klimacik jest. Nic to jednak spektakularnego i marna w tym raczej zasługa reżysera. Stawiam, że prędzej wyszło samo z siebie.

Wilkołak nadchodził, był i szybko się zmył. Coś godnego uwagi w tym temacie? Może w następnym życiu.

Obejrzyj zwiastun filmu „Wilkołak”.

GD Star Rating
loading...
Wilkołak, 5.0 out of 5 based on 2 ratings

Oni mają swoje zdanie o filmach

Zostaw komentarz