Wojna babsko-chłopska (recenzja „Baby są jakieś inne”)

Baby są jakieś inne

Recenzja filmu: Baby są jakieś inne

komedia, dramat
Reżyseria: Marek Koterski
Scenariusz: Marek Koterski
Premiera: 14.10.2011 (Polska) 14.10.2011 (świat)
Produkcja: Polska

Niedawno na ekrany polskich kin trafił najnowszy film Marka Koterskiego pt. „Baby są jakieś inne”. Tak jak we wcześniejszych dziełach tego znakomitego reżysera („Dzień świra” czy „Wszyscy jesteśmy Chrystusami”) powrócono do wątku relacji damsko-męskich.

Czego mogą się spodziewać widzowie? Na pewno odwrócenia ról. Bohaterowie filmu „Baby są jakieś inne”, czyli Adaś Miauczyński i Pucio (Adam Woronowicz i Robert Więckiewicz) dokonują „obrony przez atak”. W prowadzonym (najczęściej w samochodzie) dialogu tych dwóch panów wyrażane są najbardziej stereotypowe opinie na temat płci pięknej. Oskarżają oni „baby” i próbują się odgryźć, lecz jest to tylko próba zakrzyczenia silniejszego przeciwnika. Mężczyźni stoją na przegranej pozycji, stąd ilość żółci wylanej na kobiety. To „ujadanie”, wulgaryzmy czy seksistowskie odzywki nie są jednak sensem tego filmu. Sednem jest tu wiwisekcja żałosnej męskości. „Baby” są tu tylko pretekstem do wyciągnięcia na światło dzienne frustracji współczesnych samców. To w nich chce wbić szpilę Koterski. Na przykładzie Miauczyńskiego (Woronowicz) i Pucia (Więckiewicz) pokazuje kto tu jest tak naprawdę słabą płcią. Obaj bohaterowie czują się niepotrzebni i nieszczęśliwi, ponieważ kobiety ich życia pozbawiły ich męskości i poniżyły. Nie są już mężczyznami, tylko rozhisteryzowanymi i wykastrowanymi emocjonalnie tytułowymi „babami”.

Jak to bywa w filmach Koterskiego także i tu pojawia się tajemnicza ONA, czyli kobieta-fantazmat. W kolejnych kadrach filmu pojawiały się coraz to nowe „baby”, które tak usilnie nasi dwaj bohaterowie próbują zrozumieć i dogonić. Rolę tych „jakichś innych bab” zagrała Małgorzata Bogdańska.

Scenariusz do „Bab…” napisał sam Marek Koterski, choć pod pseudonimem Adasia Miauczyńskiego. To imię i nazwisko znane jest fanom Koterskiego, albowiem jest to jedna z głównych postaci jego filmów. Charakterystyczna fraza dialogów- pełna powtórzeń, błędów gramatycznych i niewłaściwego szyku wyrazów zamienia się w filmie niemal w poezję.

Najnowszy komediodramat Koterskiego powstał w Studiu Filmowym „Kadr”, w tym samym miejscu, gdzie narodziły się nagradzane „Rewers” oraz „Sala samobójców”. Moim zdaniem plasuje się on na równi z tymi dwoma dziełami i naprawdę warto go obejrzeć. Trzeba tylko pamiętać o tym, by wybrać jak najmniej dogodną godzinę na seans. Tylko wówczas ma się szansę na uniknięcie siedzenia przez 1,5 h i słuchania rechotu jakichś dresiarzy, śmiejących się na każde brzydkie słowo wypowiedziane przez Woronowicza i Więckiewicza. „Baby są jakieś inne” to naprawdę nie jest prymitywna komedia na wieczór z czteropakiem, tylko kolejny świetnie zrobiony film Marka Koterskiego. Dodam , że większość zdjęć została nakręcona na tzw. „greenboxie”, czego nie widać i co dodatkowo podnosi rangę tego dzieła. Nie pozostaje nam nic innego jak tylko wybrać się na tę nocną przejażdżkę z „babami”, czy to po raz pierwszy, czy kolejny raz z rzędu- naprawdę warto!

Obejrzyj zwiastun filmu „Baby są jakieś inne”.

GD Star Rating
loading...
Wojna babsko-chłopska (recenzja "Baby są jakieś inne"), 3.2 out of 5 based on 14 ratings

Oni mają swoje zdanie o filmach

Zostaw komentarz