Ludobójstwo w Ruandzie w obiektywie filmowców

Ruanda to niewielki kraj w środkowo-wschodniej Afryce. Państwo, ze względu na ukształtowanie terenu, zwane Krajem Tysiąca Wzgórz, jest jednym z najgęściej zaludnionych obszarów czarnego kontynentu. Pozostając belgijską kolonią do lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, Ruanda zamieszkana była przez dwa główne plemiona: Hutu oraz zdecydowanie faworyzowane przez Belgów Tutsi.

Po opuszczeniu kraju przez kolonistów większość Tutsi w akcie zemsty została wypędzona, głównie do Ugandy. Od tamtej pory dochodziło do regularnych starć pomiędzy armią (zdominowaną przez Hutu) oraz próbującymi powrócić z Ugandy rebeliantami. W latach dziewięćdziesiątych podpisano rozejm, który miał raz na zawsze zakończyć konflikt pomiędzy bratnimi plemionami. Przewidywał on stworzenie wspólnego rządu, w którego skład mieliby wejść przedstawiciele obu narodowości.

W kwietniu 1994 roku, w do tej pory niewyjaśnionych okolicznościach, prezydencki samolot został zestrzelony. Śmierć prezydenta Ruandy stała się pretekstem i punktem zapalnym do rozpoczęcia trwającego około 100 dni ludobójstwa i masakry ludności cywilnej Tutsi przez zorganizowane bojówki Hutu. Od kwietnia do czerwca wymordowano od 800.000 do 1 miliona mieszkańców Ruandy. Eksterminacja została przeprowadzona głównie za pomocą maczet. Mordowano mężczyzn, kobiety, dzieci, przy zupełnej obojętności ze strony Organizacji Narodów Zjednoczonych oraz USA.

 

Uchodźcy, Ruanda

Uchodźcy z Ruandy, cliff1066™ (flickr)

Wydarzenia te stały się inspiracją dla twórców filmowych. Powstało wiele obrazów opowiadających historię ludobójstwa, porównywanego z zagładą Żydów w czasie Drugiej Wojny Światowej oraz rzeziami dokonywanymi przez Czerwonych Khmerów w Kambodży w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia.

Jednym z najbardziej znanych na świecie jest wstrząsający „Strzelając do psów” Michaela Catona-Jonesa z 2005 roku. Opowiada on autentyczną historię szkoły prowadzonej przez starego księdza – Christofera (John Hurt) oraz młodego, pełnego ideałów nauczyciela – Joe’go. Ecole Technique Officielle, bo tak nazywała się szkoła, staje się miejscem schronienia dwóch i pół tysiąca Tutsi, dodatkowo ochranianych przez siły ONZ. Kiedy oddziały sił Narodów Zjednoczonych dostają rozkaz opuszczenia szkoły, a de facto skazania tysięcy Afrykanów na pewną śmierć, Joe wraz z księdzem stają przed dylematem: zostać czy opuścić swych podopiecznych? Całość przedstawiona jest z perspektywy uprzywilejowanych Europejczyków, którzy stają przed niezwykle trudnymi decyzjami, sytuacjami bez wyjścia.

Strzelając do psów
Strzelając do psów; Michael Caton-Jones, 2007

 

Film jest zdecydowanie pesymistyczny w wymowie. Nie ma tu mowy o happy endzie. Pojawia się bardzo mocny ton oskarżycielski wobec ignorancji i bezczynności społeczności międzynarodowej. Przedstawione sytuacje w większości zostały nakręcone w autentycznych miejscach, w których się wydarzyły, przy udziale ekipy, składającej się ze świadków owych wydarzeń. Klimat beznadziejności sytuacji narysowany jest tu znacznie wyraźniej niż w hollywoodzkim „Hotelu Ruanda” z 2004 roku, który niejako rozpoczął serię filmów poruszających ten temat.

Próbą spojrzenia na ludobójstwo w Ruandzie z perspektywy dowódcy oddziałów ONZ stacjonujących w tym afrykańskim kraju była ekranizacja autobiografii Romea Dallaire’a „Podać rękę diabłu” (2007). Dallaire był jednym z nielicznych przedstawicieli misji międzynarodowej, który nieustannie zabiegał o interwencję wojsk zachodnich, a gdy mu odmówiono postanowił zostać w Ruandzie wraz z garstką żołnierzy-ochotników. Tym samym udało mu się ocalić parę tysięcy Tutsi.

Podać rękę diabłu
Podać rekę diabłu; Roger Spottiswoode, 2007

 

Film Rogera Spottiswoode’a umiejętnie obrazuje trudną sytuację, w jakiej znalazł się główny bohater, która o mało nie zakończyła się chorobą psychiczną i próbami samobójczymi kilka lat później. Romeo Dallaire to postać tragiczna. Po dziesięciu latach od masakry powraca on do Ruandy, co obrazuje znakomitym filmem dokumentalnym „Podałem rękę diabłu” w reżyserii Petera Raymonta. Rzeczywisty i symboliczny powrót do miejsc kaźnii to trauma, która tylko wzmaga poczucie winy. Generał zastanawia się głośno: „Czy mogliśmy zrobić więcej? Zawiedliśmy. Podałem rękę diabłu”.

Wspomniany już „Hotel Ruanda” należy do najbardziej znanych filmów poruszających niniejszy temat. Od momentu, kiedy wszedł na ekrany kin, świadomość ludzi dotycząca wydarzeń w 1994 zdecydowanie wzrosła. Obraz otrzymał trzy nominacje do Oscara, ostatecznie otrzymując jedną statuetkę. Przywołał temat Ruandy ponownie na salony międzynarodowe, wywołując niemałą dyskusje dotyczącą skuteczności działań ONZ. Obraz Terry’ego George’a to historia menadżera luksusowego hotelu – Paula Rusesabahina, który ocalił od śmierci 1200 mieszkańców Kigali (stolicy kraju). W jego hotelu schronienie znaleźli nie tylko Tutsi, ale i pomagający im Hutu. Dramat, przez krytyków uznany za afrykańską wersję „Listy Szindlera”, niesie ze sobą nadzieję i wiarę w ludzkie poświęcenie i bezinteresowność. Cechy te, aczkolwiek jednostkowe, w sytuacjach ekstremalnych nabierają rozmiarów niewyobrażonego bohaterstwa. Jak na hollywoodzką produkcję przystało, nie zabrakło w filmie gwiazd (Nick Nolte, Don Cheadle, Jean Reno).

 

Hotel Rwanda

Hotel Rwanda; Terry George, 2005

Ewidentnych gwiazd nie uświadczymy w niskobudżetowej produkcji belgijsko-francuskiej „Dzień, w którym bóg odszedł” (2009). W odróżnieniu od słynnych poprzedników film Philippe’a Van Leeuw’a nie eksploatuje scen mordów do granic wytrzymałości. Nie podejmuje również politycznych czy wojskowych wątków owego czasu. Koncentruje się natomiast na mikroświecie poszczególnych ofiar, na przeżyciach jednostkowych.

 

Dzień, w którym Bóg odszedł

Dzień, w którym Bóg odszedł;Philippe Van Leeuw, 2009

Młoda matka Jacqueline traci dwójkę dzieci zamordowanych przez siepaczy Hutu, po czym ucieka do dżungli, by tam spotkać podobnego sobie mężczyznę. Oboje ukrywają się w lesie próbując przeżyć ludobójstwo. Mamy tu do czynienia z niezwykle skomplikowanym procesem psychologicznym próby wytworzenia podstawowych więzi pomiędzy uciekinierami. Próba ta zawodzi. Oboje balansują na granicy załamania nerwowego. Film jest raczej kameralny, nie ma tam pozytywnych bohaterów. Stanowi doskonałe uzupełnienie wcześniej powstałych produkcji, ponieważ wydarzenia pokazane są oczami ofiar, a nie białych.

Czasem w kwietniu” (2005) to kolejny wstrząsający obraz rzezi 1994 roku nakręcony z perspektywy Ruandczyków. Opowiada o konfrontacji dwóch braci z plemienia Hutu, stojących po przeciwnych stronach barykady. Jeden (kapitan armii) chcąc chronić żonę, która pochodzi z plemienia Tutsi, odmawia wykonania rozkazu. Drugi jest aktywnym działaczem radia RTLM, które poprzez nawoływanie do mordów przyczyniło się do zagłady tysięcy mieszkańców kraju. Obaj spotykają się dziesięć lat później w Tanzanii, gdzie działa Międzynarodowy Trybunał Karny dla Rwandy. Jeden z braci występuje w roli świadka, drugi natomiast – oskarżonego.

 

Czasem w kwietniu

Czasem w kwietniu; Raoul Peck, 2005

Powstało również wiele dokumentów opisujących wydarzenia ruandyjskie z połowy lat dziewięćdziesiątych, z których „Duchy Ruandy” i wspomniany wcześniej „Podałem rękę diabłu” należą do najbardziej znanych. Wydaje się, że twórcy filmowi są nadal zainteresowani eksploatowaniem tematu opisanego w artykule. Bądźmy gotowi na kolejne dzieła opisujące wydarzenia w Kraju Tysiąca Wzgórz. Miejmy tylko nadzieję na nowe pomysły, a nie mniej lub bardziej udane kopie wcześniejszych produkcji. Ja czekam na przedstawienie punktu widzenia siepaczy z Hutu.

GD Star Rating
loading...
Ludobójstwo w Ruandzie w obiektywie filmowców, 4.9 out of 5 based on 8 ratings

Oni mają swoje zdanie o filmach

Zostaw komentarz