Grave Encounters

Grave EncountersRecenzja filmu: Grave Encounters

horror, paradokument
Reżyseria: The Vicious Brothers (Colin Minihan, Stuart Ortiz)
Scenariusz: The Vicious Brothers (Colin Minihan, Stuart Ortiz)
Premiera: 22.04.2011
Produkcja: Kanada

Świat kina grozy już nigdy nie będzie taki sam, jak przed wydaniem „Blair Witch Project” z 1999 roku. Pomysł na wprowadzenie do filmu fabularnego elementów, które mają udawać kino dokumentalne, był strzałem w dziesiątkę. Nic przecież tak nie straszy, jak coś, co wydarzyło się na prawdę. Stąd też jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się tego typu produkcje. Mieliśmy „Paranormal Activity”, mieliśmy „[REC]”, a teraz mamy „Grave Encounters”.

Od razu nasuwa się pytanie: czy formuła się nie wyczerpała? Czy dalej straszy? Odpowiedź może być w tym przypadku tylko jedna. Ale po kolei. Tegoroczny „Grave Encounters” to dzieło tajemniczych The Vicious Brothers, którzy odpowiedzialni są tak za scenariusz, jak i reżyserię. Historia jest prosta – grupa młodych ludzi kręci dla telewizji show, w którym podróżuje do różnych podobno nawiedzonych miejsc. Kiedy już taki dwór, cmentarz czy (jak w tym przypadku) szpital znajdzie się na ich celowniku, spędzają w nim noc rejestrując wszystko kamerami, mikrofonami i innym wysublimowanym sprzętem.

Jak każdy wie duchów nie ma, więc ekipa sama preparuje różne „anomalie”, przekupuje świadków by mówili to, co chcą usłyszeć widzowie, a nawet zatrudnia aktora, by udawał medium komunikujące się z „tamtą stroną”. Wszystko idzie jak po maśle, aż do szóstego odcinka show, gdy filmowcy przybywają do opuszczonego szpitala psychiatrycznego. Tutaj zaczyna się prawdziwa zabawa. I chociaż rozkręca się po woli, to w końcu uderzy z całą mocą. Będziemy obserwować całą paletę „straszaków” znanych z innych horrorów.

Film nie odkrywa Ameryki, ale też nie musi tego robić. Ze starych cegieł buduje ładny i świetnie pomyślany budynek. Atmosfera zagęszcza się wraz z upływem czasu i znikaniem członków ekipy. Parę razy można nieźle podskoczyć na fotelu ze strachu, a kiedy indziej doznać uczucia beznadziei, gdy każda próba opuszczenia szpitala spala na panewce. Wszystkiemu smaku dodaje główny prowadzący, który, mimo niewyjaśnionych zdarzeń dziejących się wokół niego, nie wypada z roli. Wciąż prowadzi monologi do kamery, liczy pieniądze, które zarobi na publikacji taśm.

Miejscami wydaje się, że twórcy przedobrzyli i chcieli pokazać jak najwięcej sztuczek, ale to mały minus. Zakończenie za to otwiera pole do kontynuacji, która (coś tak czuję) niewątpliwie się pojawi. Koniec końców „Grave Encounters” jawi się jako jeden z najlepszych horrorów ostatnich lat. Mamy tu wszystko czego można oczekiwać od kina grozy i nawet zatwardziali fani gatunku mogą być kilka razy zaskoczeni. Mocna propozycja, zwłaszcza oglądana samemu, w nocy, przy zgaszonym świetle i podkręconych głośnikach. Nowy król paradokumentalnego kina grozy? Tak, zdecydowanie. Ocena 8/10, gorąco polecam.

Obejrzyj zwiastun filmu „Grave Encounters”.

GD Star Rating
loading...
Grave Encounters, 4.5 out of 5 based on 15 ratings

Oni mają swoje zdanie o filmach

Jeden komentarz

  1. KoPeC /

    Beznadzieja nawet można powiedzieć mega beznadzieja jest tylko kilka momentów strasznych gdybym ja to reżyserował to w kilku momentach dodał bym coś „strasznego” a tam nic nie ma jednym słowem mega ŻAL!

    GD Star Rating
    loading...

Zostaw komentarz