Good Morning, Vietnam

Good Morning, Vietnam - okładkaRecenzja filmu: Good Morning, Vietnam

komedia, dramat, film wojenny
Reżyseria: Barry Levinson
Scenariusz: Mitch Markowitz
Premiera: 31.12.1990 (Polska), 23.12.1987 (świat)
Produkcja: USA

Dobrego kina wojennego mamy od wielu, wielu lat pod dostatkiem. Jednak niemal wszystkie produkcje kręcą się wokół tych samych pomysłów i schematów. „Good Morning, Vietnam” w reżyserii Barry’ego Levinsona od tej sztampy starał się uciec i pokazać teatr wojenny z innej perspektywy. Czy mu się udało? I tak i nie.

Akcja, jak nie trudno się domyślić, dzieje się podczas konfliktu w Wietnamie. Do rozgłośni radiowej amerykańskiej armii dołącza nowy „nabytek”. To Adrian Cronauer (znakomity w tej roli i jak zwykle prześmieszny Robin Williams), którego nietypowe podejście do wojskowych audycji przewraca do góry nogami funkcjonowanie radia. Warto dodać, że Cronauer jest postacią autentyczną, chociaż oczywiście podfabularyzowano jego losy na potrzeby filmu. Swoistym opiekunem i „przyzwoitką” niepokornego dziennikarza jest Edward Garlick, w którego wcielił się Forest Whitaker. Także on świetnie wypadł w swojej roli.

Na czym polega nietypowość audycji Cronauera? Otóż przepełnione są one, często improwizowanymi, gagami i żartami. Dziennikarz wciela się w wiele postaci modulując swój głos, a przy tym nie uznaje tematów tabu: wyśmiewa stereotypy rasowe, warunki panujące w armii czy nawet prezydentów Stanów Zjednoczonych. Do tego wszystkiego w czasie audycji puszcza wywrotową muzykę (która jest kolejnym plusem filmu, dostaniemy i rock’n’rolla i soul z pod znaku Jamesa Browna). To wszystko nie podoba się przełożonym bohatera, którzy woleliby mieć wszystko pod kontrolą i wymierzone co do centymetra, więc działalność Cronauera wpędzi go w końcu w kłopoty.

I w tym miejscu kończą się plusy filmu, a zaczynają… nieporozumienia. Mamy bowiem fatalnie poprowadzony wątek miłosny (kompletnie zbędny, porzucony w połowie i z niezrozumiałymi motywami bohaterów), mamy młodego Wietnamczyka, który zaprzyjaźnia się z głównym bohaterem, by później okazać się kimś z goła innym (swoją drogą ta znajomość kosztuje drogo Cronauera, chłopaka zaś nie – zawsze myślałem, że to amerykanie są tymi wyrozumiałymi). Jednym słowem wszystko to, czego w kinie wojennym jest zazwyczaj na lekarstwo (humor, bohaterowie nie z frontu, a zaplecza) poprowadzone jest po mistrzowsku, zaś to, co dobrze znamy zostało spartolone.

Zastanawiać by się można, po co w ogóle wprowadzano te, tak krytykowane, przeze mnie wątki? Czy samo radio nie wystarczyłoby na dobry film? Pewnie tak, ale twórcy chcieli czegoś więcej. Chcieli czegoś, o co starają się niemal wszystkie filmy wojenne: przesłania. Tylko, że w wypadku wojny w Wietnamie to przesłanie już przed obejrzeniem filmu znać będzie każdy, kto cokolwiek o tej wojnie wie.

Podsumowując, na pewno warto ten film zobaczyć, posłuchać audycji Cronauera i doświadczyć żywiołu jakim jest Williams, bo chłop przechodzi tu samego siebie. A wszystko, co z radiem nie związane puścić w niepamięć.

Good Morning, Vietnam kadr 1

 

Good Morning, Vietnam kadr 2

 

Good Morning, Vietnam kadr 3

 

Obejrzyj zwiastun filmu „Good Morning, Vietnam”.

GD Star Rating
loading...

Oni mają swoje zdanie o filmach

Zostaw komentarz